Jalen Brunson wziął sprawy w swoje ręce i zaliczył właśnie swój piąty 40+ punktowy występ w trakcie pojedynczych play-offów. Więcej takich spotkań na koncie mają tylko Jerry West, LeBron James, Michael Jordan, Allen Iverson i Bernard King. Brunson pisze swoją wyjątkową historię. Jako drugorundowy pick. Jako gość, który jeszcze dwa sezony temu zarabiał poniżej 2 milionów dolarów. I jeszcze do niedawna jako backup dla innej gwiazdy.
Coś nieprawdopodobnego. Za takie historie kochamy NBA.
Jalen włączył dziś najwyższy bieg i zanotował 44 punkty przy 35 rzutach, nie robiąc sobie nic z obrony Pacers, która nawet nie zdecydowała się na żadne podwajanie. Brunson miał już 28 oczek na koncie, schodząc do szatni na przerwę przy 15-punktowym prowadzeniu, którego Knicks nie oddali już do końca meczu.
Blowout. 121-91. Nowojorczycy biorą Game 5.
Tymczasem Tyrese Haliburton zalicza potężne zderzenie z rzeczywistością. Nie przyszedł na mecz numer 5. Tylko 13 punktów po 9 rzutach, 5 asyst. Zabrakło mu agresywności, nie stwarzał przewag, choć przecież wielokrotnie widzieliśmy, że ma na to solidne papiery. Pacers nie mają nawet co myśleć o wygraniu tej serii, jeśli w kolejnym meczu Haliburton znów będzie cieniem swojej najlepszej wersji, a Brunson ponownie stanie się dominatorem.
W serii między Wolves, a Nuggets w końcu gospodarz wygrał mecz, a odbiór statuetki MVP ewidentnie napędził Nikolę Jokicia, którego występ w Game 5 na pewno przejdzie do historii.
40 punktów, 15/22 z gry, w tym 2/ 3 za trzy, 7 zbiórek, 13 asyst i ani jednej straty. Rudy Gobert będzie mieć dziś koszmary po tym, jak Jokić urządził sobie prywatny plac zabaw z własnego parkietu w Denver. Kiedy trafił w końcówce akcji trójkę przeciwko Francuzowi, zawodnicy Nuggets wykonywali gest omdlenia - i wcale mnie to nie dziwi, bo ten występ serbskiego centra tylko potwierdził przepaść, jaka dzieli najlepszego gracza w lidze od całej reszty. Nie ma obrońcy na geniusz Jokicia. Po prostu.
O ile jeszcze mecz dla połowy wydawał się wyrównany, tak od trzeciej kwarty Nuggets grali swoją flagową koszykówkę i zostawili daleko w tyle przerzedzoną wilczą watahę, w której zabrakło dziś Mike’a Conleya (Achilles). Anthony Edwards (18 punktów i 5/15 z gry) nie mógł kompletnie znaleźć rytmu, bo Nuggets ciągle go podwajali i zmuszali do podejmowania decyzji.
Zarówno Nuggets, jak i Knicks tylko jedna wygrana dzieli od Finału Konferencji. W podobnym położeniu znajdują się także Celtics, którzy mają szansę dziś być pierwszą drużyną, która wyjdzie z Półfinałów i będzie czekać na swojego kolejnego przeciwnika w drabince.

#nba

Zaloguj się aby komentować