#depresja

41
696
Jestem u dziadków, mieszkają w miasteczku powiatowym. Kiedyś miałem taki dziwny sen, którego akcja dzieje się właśnie w tym mieście powiatowym, gdzie oni mieszkają, był wtedy jakoś maj albo czerwiec. Nie było tam telefonów ani niczego takiego, co za chwilę będzie miało znaczenie. W rzeczywistości, jakieś dwadzieścia albo trzydzieści metrów od domu dziadków jest miejsce gdzie stoi piekarnia a w tym śnie stały tam takie trochę szeregówki trochę bloki. W innym miejscu stoją (w rzeczywistości) czteropiętrowe wielkopłytowce a koło nich idzie linia kolejowa.we śnie był tam generalnie pusty, wysypany żwirem plac a na nim były ruiny jakiegoś małego domku nie ogrodzone żadnym płotem ani niczym. No i generalnie to w tym śnie mieszkałem u dziadków i poznałem dziewczynę. Była fajna, bardzo miła, ładna, miała blond włosy i ogólnie to się zaprzyjaźniliśmy. Spędzaliśmy razem czas jeżdżąc na rowerach, siedząc w słońcu na ławeczce, która stała na przeciwko tych szeregówko-bloków. Ta ławeczka istnieje w rzeczywistości w tym samym miejscu w którym stała we śnie (czyli z rzeczywistości została przeniesiona do tego snu). No i po jakimś czasie (bliżej nieokreślonym) pocałowaliśmy się z tą dziewczyną. Dajmy jej na imię "Ania". W ten sposób zostaliśmy parą. Bardzo ją kochałem, jej towarzystwo dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Po tym naszym pocałunku nie zmieniło się jakoś dużo. Ciągle spędzaliśmy czas że sobą spacerując po okolicy, leżąc razem na trawie, przytulając się. Nie pamiętam żebyśmy się seksili. Generalnie to byłem z Anią bardzo szczęśliwy, kochaliśmy się, dawała mi dużo bliskości i poczucia bezpieczeństwa. Spotykaliśmy się ze sobą codziennie i całe dnie mijały nam na wspólnym spędzaniu czasu. Była zawsze pogodna i ślicznie wyglądała ale jak się uśmiechała to po prostu no czułem takie ogromne szczęście... Było mi z Anią bardzo, bardzo dobrze, ponieważ darzyła mnie bezinteresowną miłością i dawała to poczucie bezpieczeństwa. W końcu któregoś dnia wyszedłem rano z domu i poszedłem do tej ławeczki przed tą szeregówkę w której mieszkała Ania i usiadłem na tej ławeczce, czekając aż z domu wyjdzie moja ukochana. Długo czekałem, ale Ania się nie pojawiała. Zapadł wieczór, ja cały dzień spędziłam na ławeczce oczekując na ujrzenie twarzy dziewczyny, którą tak bardzo kochałem, jednak bezskutecznie. Noc nadeszła, ulicę oświetlało pomarańczowe światło lamp ulicznych, jednak Ani nie było. Następnego dnia znowu czekałem na tej samej ławeczce na moją ukochaną, ale znowu się zawiodłem. Przez następne kilka dni siedziałem naprzeciwko drzwi przez które Ania wychodziła z domu lecz to oczekiwanie nie przyniosło rezultatów. W końcu wszedłem na klatkę tego "bloku" i po kolei pukałem do wszystkich drzwi pytając o Anię. Nie miałem pojęcia pod którym numerem ona mieszkała, dlatego właśnie tak robiłem. W końcu na trzecim, ostatnim piętrze otworzył mi facet koło czterdziestki. Wszyscy ludzie których wcześniej nachodziłem nie znali żadnej Ani. A gdy spytałem gościa czy zna Anię, powiedział mi że tak, że jest jej ojcem. Powiedziałem mu że jestem przyjacielem Ani i jakiś tydzień temu mieliśmy się spotkać, ale nie przyszła i się martwiłem. Facet odpowiedział że domyśla się że jestem chłopakiem jego córki i że od jakiegoś czasu spotykała się ze mną codziennie. Skoro miał tego świadomość to nie było co zaprzeczać, więc potwierdziłem. I wtedy gość powiedział "Ania już tutaj nie mieszka". Nie zrozumiałem tego wydawałoby się prostego komunikatu. Więc próbowałem się dowiedzieć więcej, że jak to, gdzie w takim razie teraz mieszka albo gdzie mógłbym ją znaleźć. Już nie pamiętam co mi odpowiedział, wydaje mi się że powiedział że albo Ania mieszka ze swoją matką w jakimś innym mieście albo nic nie powiedział. Bałem się że coś złego się jej stało albo że może miała jakiś wypadek i umarła. Jezu, tak strasznie się bałem, że faktycznie mogła umrzeć. Teraz mi przyszło do głowy, że może była na coś chora, tylko że w ogóle nie było niej widać jakiejkolwiek choroby. Ale prawie na pewno umarła, tylko nie miałem pojęcia z jakiej przyczyny. Byłem załamany, naprawdę czułem się strasznie, dużo płakałem. Pierwsza dziewczyna (mamy i sióstr nie liczę z oczywistych powodów) w moim życiu, która tak bardzo podniosła mnie na duchu (pamiętam, że w tamtym okresie miałem potworne samopoczucie i moje życie było bardziej taką przepełnioną smutkiem i rozpaczą wegetacją), sprawiła, że chciałem żyć, chciałem z nią i dla niej żyć... Nagle straciłem ją na zawsze i nawet nie miałem za bardzo pojęcia dlaczego. Dni mijały mi na przypominaniu sobie wspólnych chwil z moją kochaną Anią, przypominałem sobie jak bardzo z nią byłem szczęśliwy, czułem się wtedy bezpieczny, kochany, zaopiekowany. W ostatnim dniu, w którym ją widziałem i z nią byłem nie miałem przecież pojęcia, że to ostatni taki dzień. Zresztą skąd mogłem o tym wtedy wiedzieć? Tak więc no dni po rozmowie z ojcem Ani mijały pod znakiem nawrotu depresji (na dodatek takiego jakby wziął pięciokilowy młot i nim pierdolnął mi w głowę), płaczu i potwornego żalu. Aż w końcu się obudziłem. Cała opisana wcześniej historia była wytworem mojego okrutnego śniącego mózgu. A ja dalej czułem rozpacz i żal.

***

Mam właśnie tak, że część (i to całkiem duża, bo co najmniej 30 a może nawet 60 procent) moich snów bywa strasznie realna. Czasem nawet tak, że potem nie jestem w stanie powiedzieć, czy jakieś moje wspomnienie faktycznie wydarzyło się w rzeczywistości (tej, w której mamy telefony, hejto i robiącego swoją grę @MrGerwant), czy jest to jeden z moich snów (jak właśnie historia z Anią albo inne rzeczy) czy może jest to atak lęków/stresu (w którym doświadczam deja vu, nawrotu wspomnień z rzeczywistości, snów lub innych wytworów mojego mózgu). Więc no możecie to wszystko podsumować zdaniem "wiesz Zjedzonku, wydaje mi się, że jest to problem".

Dzisiaj byłem u dziadków i jak siedziałem sobie na tej ławeczce, która też pojawiła się w "Śnie o Ani", przypomniałem sobie tą historię i zrobiło mi się smutno. W tej chwili siedzę na peronie dworca kolejowego i przy pisaniu tego posta i opisywaniu tego snu zaczęły wracać kolejne kawałki tego snu (które już są opisane) i naprawdę poczułem ten smutek i żal, które poczułem wtedy po wybudzeniu się i powrocie do rzeczywistości. Tej rzeczywistości. #pdk
Ehhh akurat w tej chwili (16:38 dnia bożego 14.05.2024) dostałem kolejnego przebłysku deja vu, ale na szczęście lęk nie jest jeszcze duży. W każdym razie, kochani, osobom, które myślały że nie żyję albo coś pokazuję, że żyję. Chciałem się z Wami podzielić jakoś tym snem i tym jak zareagowałem gdy sobie ten sen dzisiaj przypomniałem. Pozdrawiam.

#zjedzonwszpitalu #psychologia #psychiatria #depresja #rozkminy #smierc i trochę też #przegryw
Wołam @ICD10F20, może Ci się spodoba.

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #rozkminy #iinnetakietakie

TLDR: Koniec zabawy, czas na depresję.

38.
Zdegradowali mnie z odcinka C na odcinek B, tak zwany obserwacyjny. Mój stan się znacząco pogorszył, więc ograniczyli mi wolność i zabrali większość rzeczy, łącznie z ubraniami. Siedzę tutaj sama i zamulam. Nawet pobrali mi mocz aby sprawdzić, czy przypadkiem nie biorę narkotyków - taką świruską jestem. Myśli samobójcze i autoagresywne wywołały silny przymus zrobienia sobie krzywdy, co w dalszej kolejności doprowadziło do myślenia tunelowego. Zupełnie jakby nic innego nie mogło się już wydarzyć poza zranieniem się. Teraz żałuję tylko ze nie odważyłam mocniej się zranić. To jest kurwa chore, bo mam dla kogo żyć poza sobą. Nie daje już sobie rady, znów spadłam w dół i wyjebałam się na ten swój głupi ryj. Nie mam już sił do siebie i tych paskudnych zmian nastroju. Już tracę nadzieję.
b7067881-39a2-40cb-80c1-7f95380d817f

Zaloguj się aby komentować

Hej, anony. Muszę być z Wami dzisiaj szczery, bo nie mogę...

Życie mi się wali na własne życzenie, co widać przy każdej mojej zbiórce, którą organizuję. Mógłbym obwiniać złe osoby, którym zaufałem, jak mój brat czy znajomy, który w ramach wdzięczności oferował mi pomoc w spłacie zobowiązań, ale tak naprawdę to moja wina.

W październiku 2023 r. wylądowałem na ulicy, bo polegałem na tym, że brat pójdzie do pracy zamiast sam się za poszukiwanie pracy wziąć bardziej niż wysyłanie CV na OLXie i liczenie, że ktoś oddzwoni a potem zamiast ruszyć się po pomoc czy w końcu złożyć papiery o rentę, do której prawo wygrałem sądownie w 2021 r. liczyłem na szybkie znalezienie zatrudnienia i ratowałem się zbiórkami, które były chwilowym zastrzykiem pieniędzy.

Tak samo potem, po znalezieniu pracy w listopadzie straciłem ją miesiąc później, bo nie mogłem się powstrzymać z rasistowskimi żartami, nawet jeśli miały być po prostu situation jokes, a nie żartami z koloru skóry

W styczniu za pieniądze z jedynej wypłaty, jaką uzyskałem, wynająłem pokój, na którego utrzymanie już w lutym robiłem zbiórkę, a w połowie miesiąca znalazłem zatrudnienie początkowo na 3/4 etatu, a następnie na 2/5, które mnie nie ratowało ani trochę.

Zamiast opłacać rachunki "ratowałem" wcześniej wspomnianego znajomego licząc na wdzięczność, w czego efekcie mam 1420 zł długu za czynsz, a ja do teraz nie poszedłem do żadnego z urzędów po pomoc.

W połowie marca w końcu znalazłem jakkolwiek pozwalające mi żyć zatrudnienie na 1/2 etatu przy sprzątaniu w kuratorium oświaty, jednak dla właścicieli wynajmowanego pokoju 3 miesiące dokładania "do interesu" to za dużo.

Do jutra (15.05) muszę zapłacić dług wraz z czynszem za maj, który wynosi 930 zł. Sam mam na koncie 1170 zł plus kuzyn mi pożyczy 300. Postaram się jeszcze popytać ludzi o pożyczki, ale nie liczę na zbyt wiele...

https://zrzutka.pl/2by7y4

#przegryw #depresja #pomocy #pomoc #poznan #mieszkanie #bezrobocie #ratunku

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #rozkminy #iinnetakietakie

TLDR: Dzień z życia w psychiatryku tym razem w trybie manii.

37.
W kontrze do poprzedniego wpisu dodaje wpis jak wygląda dzionek w czubkowie gdy ma się zbyt dużo chęci i mocy

0:00 Nie mogę spać, myśli kłębią się jedna za drugą. Nie odczuwam ani grama zmęczenia. Najlepiej jakbym mogła teraz wstać i zacząć sprzątać, albo tańczy, albo cokolwiek. Na nocnym obchodzie dostaje tabletki nasenne, więc chcąc nie chcąc odpływam.
7:30 Wstaje z budzikiem- lecę po poranne leki. Myślę o tym, że może pójdę spać, ale w ostateczności póki nie ma tłumów na sali pierdolne sobie taką jogę jakiej świat nie widział. Tak mi leci pół godzinki, wołają na śniadanie.
8:00 Czas na szamkę i leki, stanie w kolejce generuje we mnie tonę frustracji, przeskakuje z nogi na nogę czekając na dojście do okienka. Słyszę komplement, że bardzo radośnie wyglądam od Pani kucharki. No baa, Pani nie wie nawet jak bardzo. Śniadanie zjadam w pośpiechu, nie mam na to czasu. Jedna kanapka wystarczy w zupełności. Biegnę na rowerek stacjonarny. Jakoś trzeba spożytkować tę energię.
8:30 Rowerek wieje już nudą, muszę pochodzić zanim zacznie się obchód. Rozpoczynam korytarzowe turnusy z hardbassami na słuchawkach. Teraz tylko one mnie rozumieją.
9:00 Próbuje grzecznie wyczekać na lekarz w łóżku, nie ma bata muszę wrócić do chodzenia. Bezruchu generuje we mnie niepokój i drazliwość. Zreszta jak będzie coś chciała to złapie mnie jakoś. Wychadzam kolejne kroki, a moja postać dreptająca w tę i z powrotem powoli wpisuje się w krajobraz oddziału.
10:00 Gadka z moją lekarz prowadzącą odbywam w trakcie marszu. Pyta jak tam zyciu mija i inne takie takie. Mówię, że ciężko i wspaniale, nudzi mnie to chodzenie, ale nie widzę innych perspektyw dla siebie w tym miejscu, drażnią mnie nawet Ci co chodzą wolniej ode mnie. Dodaje że mogłabym podbić świat, ale nie tutaj. To generuje kolejną fale złości. Zostaje mi przypisana kolejna dawka relanium.
11:00 Spotkanie społeczności, każdy mówi jak się czuje, co osiągnął w tym tygodniu i jakie rzeczy sprawiły mu radość. Słucham z 20 pacjentów, odpowiedzi są różne. Odchodzę raz bo nie jestem w stanie wysiedzieć, kolejka dochodzi do mnie, więc się chwalę, że czuję się przewspaniale, bosko i wzzechmocnie. Dodatkowo rozdzielanie są obowiązki oddziałowe na pacjentów typu: wycieranie stołów po posiłkach, odpowiedzialność za bibliotekę, czy dołączenie do komisji czystości, która sprawdza i ocenia pierdolnik we wszystkich salach (dla najbardziej schludnego pokoju jest słodka nagroda, zupełnie jak w jakimś teleturnieju). Ja bym się mogła zgłosić do wszystkiego, ale nie pozwolili mi. Ach ta moja chorobową nadgorliwość. Wybieramy również rodzaj ciasta na spotkanie przy herbatce. Wygrało jebane ciasto czekoladowe, ja wolałam rabarbarowe. Czekoladowe można jeść zawsze, rabarrborowe już nie. Jestem tym zdruzgotana. Resztę czasu do 12 spędzam na chodzeniu.
12:00 Czas na zajęcia plastyczne. Koloruje sobie ptaszki, było fajnie. Nawet godnie wysiedziałam ten czas. Koleżanka zwróciła uwagę, że pierwszy raz widzi mnie taką spokójną. Samą mnie to zdziwiło, bo kobita ma rację.
12:30 Powtórka z rozrywki, nie mam czasu na jedzenie. Zjadam w pośpiechu połowę papryki z farszem i zmykam.
13:00 Ruszamy na spacer, który ja bym raczej nazwała konduktem pogrzebowym, bo zamiast chodzenia mamy człapanie. Dobija mnie to do reszty, bo ja wolę chodzić sama i własnymi ścieżkami. Tutaj nie mogłam z powodu ryzyka, że ktoś uzna, że próbuje zwiać. Wymęczyłam się na nim, pomimo wolnego tempa.
14:00 Wkurw rośnie, za mało miejsca, dobijający ludzie, czekam do 15 na relanium. Wciąż chodzę, a bity nierozłącznie ze mną.
15:00 Zegar wybił, It's relanium time! Po pół godziny mój umysł zwalnia. W końcu siadam sobie na łóżku i czytam na spokojnie komiks. Ten proszek był dla mnie niczym melisa. Więc to tak jest, jak można skupić myśli i coś zrobić bardziej statycznego. No nie powiem nawet fajnie.
Do 16:00 korzystam z klarownego umysłu. Czytam, rozmawiam na spokojnie, puzzelki sobie ułożę nawet i odpoczywam, w końcu odpoczywam.
16:30 Kolacja, zjadam nawet więcej niż zazwyczaj. Zaczynam odczuwać głód, jak ludzki człowiek.
17:00 Mam odwiedzinki siostry, miałam mieć przepustkę na wyjście z nią, ale z powodu środowego ataku furii na cały świat, lekarze cofnęli mi ten przywilej. No cóż. Wzamian możemy wyjść na ogródek, gdzie zawsze jest łatwiej uzewnętrznić się niż w socjalnym. Siedzę prawie spokojnie, ale to i tak niebo w porównaniu z tym co wcześniej.
18:30 Siostra wychodzi, a ja zostaje w najgorszym możliwym czasie. Wiem, że nie tylko ja czekam na leki.
19:00 Ni chuja nie wiem co się działo od 19, ale wiem że dobiłam w krokomierzu 12 km. Nie wiem czy mam się czuć z tego powodu dumna.
20:00 Znowu umysł mi przyspiesza, chcę iść na rolki. Błagam. Potrzebuje złapać oddech. Wciąż chodzę.
21:00 Leki, chwała Bogu leki! To dla mnie nadzieja na chwilę wytchnienia. Wjeżdża lit, lamitrina, relanium i chuj tam jeszcze co. Jestem królową życia, ale nadal zamknięta w swojej wieży. Do 22 siadam z paroma innymi pacjentami do gry w uno. Nawet ten czas jakoś zleciał.
22:00 Wyłączamy światło, cisza nocna moi drodzy. Nie ważne że jesteś dorosłym człowiekiem z pełnia praw obywatelskich, sio do łóżka, raz dwa! Czasami ludzie chowają się do palarni, by sobie pogadać na intymne tematy typu jak ktoś chciał się zabić i dlaczego, ale ja tym razem w tym nie partycypuje. Mam już wenę aby coś kolejnego dla Was napisać.
23:00 Powoli kończę, powoli zasypiam. Może dzisiaj zasnę bez dopalaczy. Życzę tego sobie. Zwłaszcza miło wstać bez porannej zamułki. Dobrej nocy wariatuńcie. Czas przytulić się do podusi.

To jeden z dni w oddziale. Ogólem zajęć i konsultacji jak np. z psychologiem jest więcej, ale nie miało to miejsca tego dnia. Powiem Wam że nie wiem jak się czuje czasami, to bardzo trudne do opisania. Może jak się ustabilizuje łatwej mi będzie złapać większą perspektywę. Zresztą jak to myślałam o poprzednim poście tego typu, to uznałam że w sumie spanko i myślenie o śmierci zamieniłam na zapierdalanko i napęd na robienie wielu rzeczy na raz. To nie brzmi zdrowo. Chujowe są te choroby psychiczne. Nie polecam.

Dziękuję bardzo, bardzo i nie na podziękuję się Wam za Waszą obecność i wsparcie pod wieloma kątami, a hasełko na dzisiaj dla wytrwałych czytających to Relanium, a co mogło być innego. Fajnie ze to przeczytaliście. :) Buziaczki i miłej niedzieli.
9e832835-984c-4155-bf4c-371840f0f64f

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #rozkminy #iinnetakietakie

TLDR: Pierdololo, niespełnione pragnienia, potyczka z oddziałowym goliatem i fantazje na temat masego mordu.

36.
Możliwe, że dzisiejszy post będzie jednym wielkim bełkotem. To też dobrze, czasem w życiu się pierdoli. Chociaż znając siebie i tak przed publikacją będę go redagować z dziesięć razy. Ach i sorka, za bombardowanie Was moimi postami w ostatnim czasie, wiem że już wiele osób przewraca oczami widząc na tablicy moje kolejne wypociny, ale jak już wiele razy pisałam, bardzo mi to pomaga i jest to jedna z niewielu rzeczy, które mogę robić w skupieniu. Zresztą kto jest tym zmęczony, polecam dać tag do czarnej listy i problem się szybciutko rozwiąże. A teraz wracamy do sedna!
<br /> Pędzi wszystko w mojej głowie jak starlinki wypuszczone w niebo. Nawet nie jestem stanie wyłapać tej jednej konkretnej. Jest wszystko i nic zarazem. Gdyby tylko moje ręce nadąrzały za tym co chcę Wam przekazać, ten post miałby już z 3 nowe akapity. Oficjalnie jestem w manii, nie ma przelewek. Maszyna nazywana moim ciałem jest w takiej matni, że to się nawet filozofom nie śniło. Tańczę, chodzę znaczy sorki, zapierdalam po korytarzu robiąc 10 km w ciągu 4 godzin. Jak myślicie ze to pikuś to zapraszam do siebie na oddział, to zrozumiecie ile kółek musiałam zrobić, aby osiągnąć taki szałowy wynik. Potem chwilka rowerku. Pedałuje jakby wściekły nosorożec mnie gonił na safarii. Później joga na korytarzu, moje ciało gibkie jak u węża napierdala najtrudniejsze dla mnie pozy, bez żadnej asekuracji. Mi się nie uda?! Weź tylko potrzymaj mi psychotropy. Niby wszystko fajnie, bo działam w myśl zasady źle Ci, to idź pobiegać tylko problem jest w ilości, wytrzymałości, oraz tym, że znacznie więcej spalam niż przyjmuje energii w jedzeniu. Nie mam czasu na jedzenie, nawet to robię szybko. Zobaczymy ile jeszcze pociągnę na takim speedzie.

Męcze się, strasznie się męczę. Mam milion nowych koncepcji na siebie: tatuaż, lekcje tańca, trening rolek, pisanie książki, powrót do jogi, praca wykonywana na 120% i milion nowych niepotrzebnych, materialnych pierdół jak pędzel do czyszczenia klawiatury, wielki plecak od chińczyków, czy ostrzałka od noży. A jeszcze był skorpion, bo przecież tylko on jest mi potrzebny do życia. Bez skorpiona się nie obędzie. To zbyt dużo jak na jeden raz, szybko by to mnie wyczerpało, albo potem bujała bym się z konsekwencjami swoich wyborów (skorpiony potrafią bardzo długo żyć o dziwo). Wszystkie pomysły za sugestią lekarzy zapisuję i mam je rozpatrzeć po tym jak już ustabilizuje mi się nastrój, bo do tego trzeba na spokojnie przysiąść. A że tutaj nie ma miejsca na to bym realizowała swoje cele, a partner już niechętnie odbiera za mnie kolejne paczki, to chodzę, piszę, tańczę i znów chodzę. Jak w jakimś koszmarze w stylu filmowego Dnia Świstaka.

Wczoraj do tego wszystkiego dostałam ataku furii. Wspominałam Wam, że w manii stany rozdrażnienia mogą być tak silne, że człowiek czuję iż jest od krok od popełnienia masowego morderstwa? Nie?! To już wiecie. Miałam tak właśnie wczoraj. Zaczęło się od spaceru, bo grupa za wolno chodziła, a skończyło się na grożeniu największemu bysiorowi na oddziale cedzac przez zaciśnięte zęby, że rzucę się na niego jak będzie do mnie teraz mówił. Ziomuś zapytał tylko przyjaźnie co tam u mnie, więc należało mu się c'nie? Po chwili patrząc na jego szerokie bary, szybko zreflektowałam się i dodałam, że może bym przegrała, ale i tak się bym się na niego rzuciła. Oczywiście przeprosiłam go za to dzisiaj i już w spokoju, oraz zgodzie pogadaliśmy sobie w palarni. Poprosiłam lekarz prowadzącą o pomoc warcząc i krzycząc, że ja nie wytrzymam tutaj ani minuty dużej i rozpierdolę to miejsce i każdego z osobna. Wcale moje słowa nie były na wyrost. Znaczy były, ale nie dla mnie przekonanej w tamtym momencie o własnej wyższości. Spacyfikowała mnie czymś, co sama określiła że mnie rozłoży na łopatki i pójdę spać. Rzeczywiście rozłożyło mnie na łopatki na parę dobrych godzin i przyznaje, że wtedy przyjęłabym cokolwiek, byle to uczucie mnie opuściło.

Dobra, lecę po mojego czasowego rozluźniacza w postaci relanium i klasycznie na papieroska. Może będzie fazka. Do następnego!

PS Na zdjęciu widać rękę Pana Edzia z demencją, który chciał mi pomóc w układaniu 1000 puzzli. Ta sterta losowych elementów w rogu to jego robota. Daliśmy mu promil procenta, bo statystycznie istniała szansa, iż jeden element w końcu znajdzie się na właściwym miejscu. Niestety nie tym razem, ale było widać wysiłek intelektualny na twarzy Pana Edzia. Nie miałam serca mu tego odbierać, ale konieczność ponownego sortowania tego wszystkiego sprawiła że odpuściłam dalszych prób skończenia. Tak to jest jak bierzesz się za coś większego w szpitalu.
d09e20f2-d4ca-4775-8ea0-055023d96211

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #iinnetakietakie

TLDR: CHADowe problemy.

35.
Witajcie moje Zuchy. Za chwileczkę minie miesiąc od przyjęcia mnie na oddział, a diagnoza CHAD, tzn. zaburzeń afektywnych dwubiegunowych wydaje się już formalnością, biorąc pod uwagę, że dopadła mnie miła hipomania. Do moich leków już bez skrupułów dodali węglan litu, czyli takie cudo do wyeliminowania tych radosnych górek. O wy paskudy, chcecie mnie pozbawić dobrego samopoczucia. Tak jeszcze wczoraj gadałam z lekarzami. Mały bezczel się ze mnie zrobił.

Wczoraj udało mi się 23 km zrobić, z czego 13 km to wychodziłam naginąc jak dzika po korytarzu. To miejsce jest zdecydowanie za małe dla takich świrków jak ja. Wytargowałam w celu rozładowania energii przepustkę 3h z moim partnerem. Tak też udało mi się dobić do tych ponad 20 km. Co się ludzie wczoraj na oglądali mnie latająca w tę i we w tę to już ich. Dzisiaj powtarzam proceder, prawie że mimowolnie ale staram się przerywać to posiadowkami na kanapie w socjalnym. Byle tylko nie wykończyć swoich nóg i nie spalać więcej kilokalorii niż przyjmuje. Nie jest to łatwe zadanie, jak odczuwa się taki przymus ruchu.

Co poza tym można było by warto dodać, tak dla lepszego ogladu na sprawę. Ach, no tak sen i łaknienie jest na bardzo niskim poziomie, co onacza, że zasypiam po 2 a budzę się już po 5 gotowa do zabaw, ale tutaj zwłaszcza o tak wczesnej porze nie idzie znaleźć sobie konstruktywnego zajęcia, poza moim (nie)ulubionym korytarzowym maratonie w rytmie hardbassów. Wczoraj nawet lekarze nie byli mnie w stanie złapać w celu poprowadzenia że mną rozmów. Zabawny to był pościg. Z jedzeniem również słabiutko, znaczy dla mnie to nie problem. Jestem na etapie, że jem bo muszę. Mówcie co chcecie, ale sen i jedzenie jest dla słabych.

Z osoby zabaradydowanej w sali od paru dni, stałam się osobą mega towarzyską. Mogę gadać właściwie o wszystkim i z każdym. Sztuka gotycka? Dawaj! Hodowla psów? Mam z tego doktorat. Budowlanka? Pff urodziłam się z młotkiem w ręku. Wcześniej mówiłam na tym miejscu jak o piekle intorwertyków, teraz to dla mnie ekstrawertyczny raj. Tyle jest ciekawych tematów do przerobienia. Nie traćmy czasu, na jaki temat mam się teraz głupio wymądrzać?

Niby fajnie co nie, ale problemem jest zasada: po każdej górce przychodzi dołek. A na ostatnim dołku bardzo poważnie rozważałam możliwość unicestwienia się, wręcz na poziomie przymusu. To nie jest w porządku. Nie ważnie jak ja personalnie się w tym momencie czuję, a czuje się zajebiscie.

Dobra, i tak już zbyt dużo poświęciłam czasu na posiadowkę. Trzeba ruszać, korytarz sam się pięćsetny raz nie przejdzie.
16cb3d39-ad2c-41af-bf41-5cedc49a74a0

Zaloguj się aby komentować

Cześć!

Szukam wskazówek odnośnie wyboru psychoterapeuty.

1 Wiadome jest że nie każdy psycholog pasuje do każdego pacjenta, zawsze jest ryzyko że "nie będzie działać". Więc trochę ryzyko jest.

2 Nurty psychoterapii,
Podobno nurt terapii poznawczo-behawioralna (CBT) jest tym najszybszym, wiele osób poleca, ale czy to aby na pewno ma duże znaczenie? Czy faktycznie w zależności od nurtu, w gabinecie jest jakoś inaczej? Rozmowy przebiegają w inny sposób?

3 Czy do danych typów osobowości pasują poszczególne nurty psychoterapii?

4 Pytanie do osób które przerobiły już kilku "specjalistów", po czym poznać że to jest zwykły szaman i należy przygodę zakończyć już po pierwszym spotkaniu?

5 Czy płeć psychoterapeuty (w kontekście kompatybilności z płcią pacjenta) ma znaczenie? I nie pytam tutaj o "komfort pacjenta".

6 Wielu psychologów na "znany lekarz" ma do wyklikania kilka rodzaji usług, np.: konsultacja psychologiczna, konsultacja psychoterapeutyczna, poradnictwo psychologiczne, psychoterapia.
Jeśli dane specjalista wpisał sobie w profil jedynie "konsultacja psychologiczna" to znaczy że nie prowadzi pełnowymiarowej psychoterapii?

#psychologia #psychoterapia #leczsiezhejto #depresja

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #iinnetakietakie

TLDR: Życie, życie jest nowela, raz przyjazną, a raz wrogą.

34.
Jestem zmęczona ludźmi, jestem zmęczona tymi ścianami, mam dosyć dzielenia pokoju z innymi, po prostu nie chcę już tutaj być. Elementy socjalizacji kończą się wyrzutem, że wszystko co mówię jest głupie i zbędne. Chciałabym przesypiać od śniadania do obiadu, od obiadu do kolacji, od kolacji do śniadania. Czasem próbuje to zrobić, ale momentami zmuszanie się do snu, jest jak próby wydalenia stolca bez odruchu parcia. Leżę i myślę i myślę i myślę i kręci się to wszystko w głowie jak karuzela potężnego spierdolenia.

Tylko mój partner przynosi mi ukojenie. Dzisiaj na trzy godzinnej przepustce wraz z nim udało mi się zrobić 10 km spacerując po lesie. Wiecie jakie to jest osiągnięcie dla osoby chodzącej od 3 tygodni wyłącznie po paru metrowym korytarzu?! Czuję że moje ciało powoli w tym miejscu zamienia się w miękką gąbkę. Mamy na oddziale rowerek stacjonarny. Próbuje na nim choć trochę zrobić formę na wyjście do Wialkiego Świata.

Radość daje mi również pisanie. Lubię sobie zająć tym głowę i tworzyć treści dla anonimowych odbiorców tzn. Was. Wtedy mój mózg jest ostry jak żyleta nasuwając kolejne słowa do moich czasami zbyt długich i mocno egocentrycznych elaboratów. Nie wiem jak to jest, że na książce czy serialu nie mogę się skupić dłużej niż 15 minut, ale pisać mogę bez końca? Kto zna odpowiedź, wygra mój cenny makaron teryjaki zachowany na specjalną okazję.

Chciałabym wyjść, bardzo wyjść ale ostatnia dzienna przepustka skończyła się mikro załamaniem psychicznym na ilość dostarczonych bodźców. Byłam u mamy i podróżowałam z moim kochanym konkubentem, ale wszystko co doświadczałam mój mózg interpretował jako coś na co nie zasługuje. Jakbym była za jakąś szyba zza której pukają moi bliscy, a ja czuję że nie powinnam w ogóle za tą szyba istnieć. Czy to już jest depresja?

Umiłowani hejto znajomi, proszę dbajcie o swoje zdrowie psychiczne i bądźcie czujni na pierwsze symptomy gorszego bądź, abstrakcyjnego myślenia. Nie idźcie głębiej w to bagno, bo zanim się zorientujecie błoto będzie wylewało się już ustami do waszego wnętrza. Obiecajcie mi proszę, że będziecie czujni.

Z fartem!
30e7a403-e60f-43d1-ba7a-c3fd6cd9e1bc

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatryk #rozkminy #iinnetakietakie

TLDR: Tylko smuty, ale tym razem bez śmieszków.

33.
Szaleje z tą produkcją postów, ale mam tyle w sobie treści wszelakich, że muszę to uzewnętrznić. Mam nadzieję, że szybko się nie znudzą, ale w sumie bez znaczenia. Do kogo trafi ten post to trafi. Ja tylko wylewam swoje wnętrzności na cyfrowy papier.

Ogarnia mnie rezygnacja. Od dwóch dni właściwie nie wychodzę z pokoju. Śpię albo próbuje zasnąć. Dzisiaj dopiero od 14 zyskałam jakieś moce przerobowe. Wcześniej leżałam i spałam na przemian, i to od 8. Takie nadmiarowe leżenie też męczy.

Od ponad dwóch tygodni nie widziałam świata poza tym co mamy tutaj. Korytarz przespacerowany serii razy. Już nawet to nie rajcuje. Skaczę przez leki między górkami, a dołami jak szalona. Aż dziw, że nie kręci mi się w głowie od tego. Walczę o przepustkę, chociaż sama nie do końca sobie ufam. Ale muszę wyjść, muszę posmakować trochę tego życia zza krat. Dopiero jutro po badaniu lekarki specjalistki psychiatrii dowiem się, czy uda mi się wyjść chociaż na jeden dzień. Wariuje tutaj.

Rozpoczął się również proces diagnozy PTSD, wypełniłam dwa kwestionariusze, zupełnie jakby miały one określić w cyferkach mój poziom cierpienia jakie doświadczyłam. Już nie mam sił. Dzień temu zesztywniałam na 1,5h nie mogąc zmobilizować mięśni do pracy. Dysocjacja spowodowała, że owładneła mnie dysmorfia ciała i odnosiłam wrażenie jakby moje dłonie, nogi i głową zrobiły się ogromne. Ciężar nowo nabytej masy uniemożliwił mi kontrolę nad kończynami. Dopiero kolejna dawka benzo pomogła mi. Pielęgniarka musiała podnosić moją głowę, bo nawet tego nie mogłam zrobić. Po tym miałam kolejny atak FMD (funcional movement disorder) przez co chodziłam sztywna jak niepełnosprawna. Próby chodzenia wręcz mnie upokarzały. Chwała Wielkiemu Lorafenowi, że szybko puściło. Wymęczyło mnie to nieziemsko. Umysł potrafi być tak samo niesamowity jak i okrutny.

Dużo też dzisiaj osób dostało wypis. Moja szajka do palenia, rozmawiania i grania w pingla się momentalnie wykruszyła. Niby człowiek wiedział jak to wszystko działa, ale nadal przykro. Sorry, taki mamy klimat.

Już nie smęcąć dalej chciałam podziękować bardzo osobom, które uznały że mój post jest na tyle wartościowy, aby go gratyfikować finansowo. Było to dla mnie mega zaskoczenie i pozostaje mi bardzo serdecznie podziękować.

Dobra, wracam do cichego cierpienia pod kołderką, chociaż liczę na to, że zaraz ktoś się odezwie i będę mogła uciec z tego świata w krainę Hejto dyskusji. Dzisiaj liczę, na to znacznie bardziej niż zazwyczaj. Pozdrowki.
7195afbe-936f-4c7c-8e01-fa6413a42f0f

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #psychiatryk #refleksje #iinnetakietakie

TLDR: Nie reporterski skrót z życia psychiatryka.

32.
- Pan Leszuniu znany szerzej jako Cygan został zdegradowany do odcinka B, dzięki mojej skardze, mojego partnera i niewątpliwie reszty oddziału. Miarka się przebrała, kiedy wpakował nam do pokoju, tykając co nie jego, a ja zostałam zmuszona do szarpaniny z dziadem aby go weksmitować. Z dyżurki nikt nie reagował. Postawili na bezpieczną dla siebie obserwacje z poziomu kamery. Po tym zdarzeniu zadałam pytanie mojej psychiatrce, jak takie sytuacje mają pozytywnie wpływać na mój proces zdrowienia. W tej samej kwestii zadzwonił do niej mój partner. Następnego dnia już go nie było. Brawo za odpowiednią reakcję.

- Mefedroniarz, którego każda część ciała chodziła w innym kierunku, tak go poskręcało na detoksie, okazuje się bardzo dobry w ping-ponga.

- Seans Fallouta trwa nadal w najlepsze, tyle że już beze mnie. Ostatnie dwa odcinki przespałam po podwójnej dawce lorazepamu.

- Wyżej wspomniany lorazepam dostałam po ogromnym ataku kurwicy, przez nadmiar ludzi, energii i braku miejsca na spożytkowanie jej. Wychodziłam jakieś luźno 200 okrążeń, po korytarzu w tempie ekspresowym. Na pytanie co się dzieje, przez zaciśnięte zęby wycedzałam, że muszę chodzić, za mało miejsca. Była godzina 23, więc nic dziwnego że potraktowali mnie taką dawką. Nie pamiętam jak trafiłam do łóżka.

- Następnego dnia dostałam kolejną dawkę bezno, po ataku histerii z powodu rozpoczęcia diagnozy w kierunku potwierdzenia Complex PTSD. Po niej zemdlałam w palarni, wygięło mnie w pół przy próbie otworzenia drzwi, przez co luźno można było pomyśleć że coś właśnie mnie opętało.

- Pani Alina kolejna domatorka włażenia ludziom do pokoju, chyba tęskni za Leszkiem. Wygląda ostatnio na dużo bardziej zdemencjonowaną niż zazwyczaj.

- Sylwek Legionista jest strasznym raptusem, jak zacznie wylewać swoje morze frustracji w losowych momentach życia codziennego, to skutecznie nie idzie zapomnieć że się jest w psychiatryku. Poza tym to dobry chłopak. To on mnie dotargał do łóżka jak odleciałam w palarni.

- Serki wiejskie dawane tutaj do leków o 21 je się palcami. To znany rytuał do wieczornych teleturniejów.

- Pan (chyba) Krzysztof zwany Lotnikiem bo wszędzie, ale to wszędzie łazi z czterema wielkimi torbami, jakby zaraz miał ruszać na lotniczą odprawę (w nich ma cały dobytek swój, nawet okazuje się że puszki groszku) - uwielbia Miley Cyrus. Ciekawe czy Miley to schlebia. Fun fact o Lotniku: muskularnie zaaokraglony brzuch owego Pana na myśl zawsze przywołuje mi moment "Chłopaków z baraków" z gapieniem się na bebech. I tak, czasem gapię gapie mu się na bass. Jest monstrualny!

- [TRIGGER WARNING FEKALNIANE TEMATY] Problemem wielu pacjentów jest zachowywanie prywatności w toalecie. Otwarte drzwi od sracza, to popularny obraz z wielu sal. Pani Basia z mojej sali potrafiła oddawać stolec w pozycji lotnika, oczywiście przy otwartych drzwiach. Działo się to do momentu, aż Ania z mojej sali stanowczo posadziła ją na desce klozetowek, dodajac: jak pozwalasz innym Cię oglądać to masz. Konkret babka. Po tym nasz dramat z obszczaną deską się zakończył. I tak niezwyciężony mistrzem w kategorii obrzydzenie oddziału, jest gostek który swój obsrany tyłek podcierał szczotką klozetową. Nie chcę wiedzieć jak zniosł to... zresztą nic nie chcę wiedzieć więcej w tym temacie.

- W nocy przywieźli rudą babę po 40. Poza tym, że sama sobie otworzyła rankiem izolatkę, przejście na nasz oddział, to jeszcze zajebała ze stolika nocnego Sylwkowi telefon, jak on spał sobie obok. Dodatkowo odblokowała mu telefon, który ma na kod i na luzie na telewizowni gadała sobie ze swoją matką z niego przez 2 godziny, do momentu aż Sylwek wszedł z pytaniem czy ktoś widział jego telefon. Jak go zobaczył w rękach tej babeczki powiedział że jej zaraz zajebie jak nie odda. Oddała grzecznie pytając go jeszcze o fajka. Później kolega zostawił na chwilę kawę, a jak wrócił kawa została ojebana razem z fusami, powiedział że wręcz jakby go wylizała, w sensie ten kubek. Nie mamy pojęcia jak ona to wszystko zrobiła, bo wszystkie drzwi są na karty. Najtrafiejsza teoria jaką mamy względem tej Pani to jest to, że przenika przez ściany. Tajemnicy odblokowania telefonu jeszcze nie znamy. A i jeszcze pierdoliła coś o skanowaniu ciała.

- Ach i skończyłam kolorować ptaszka. Kompletnie nie umiem w cieniowanie, wszystko na czuja, ale i tak było fajnie. Miło spędziłam w ten sposób parę godzin na oddziale.

Dobra, kończymy na dzisiaj, chociaż temat mocno nie wyczerpany. Muszę mieć co robić przez następny tydzień. Ejoszka Hejtowicze, miłej niedzieli. Niech papieros będzie z Wami.
a14694a9-b11e-4ce8-b549-f4159e5bda22

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #rozkminy #iinnetakietakie

TLDR: Psychiatryczny, luźny potok myśli.

31.
Zastanawiam nad tematem nowego wpisu i w sumie niczego sensownego mój umysł nie wyprodukował. Chyba pójdę na spontan.

Dobija mnie tutaj nuda. Najciekawszym wydarzeniami dnia są posiłki i posiadówy w palarni, a i tutaj dochodzi do momentów, kiedy 6 osób siedzi i nikomu nie chcę się gęby otworzyć. Tak więc siedzimy w takiej wymownej ciszy. Z niektórymi dobrze się milczy, z innymi gorzej. Nooo chyba że trafią się takie osobniki, którym gębą się nie zamyka i wciąż nawijają o tych samych sprawach. Kilka osób z być może większym taktem i cierpliwością kiwają głowami w odpowiedzi, jakby to co słyszą było dla nich czymś odkrywczym. Ja się od takich odcinam słuchawkami, sorka nie słyszę, mam słuchawki. Pewnie parę osób zna ten szprytny myk. Już nie mam ani grama wyrozumiałości dla takich kwiatków.

Ogółem zauważam, że tutejsza społeczność choruje nie tylko na zaburzenia psychiczne, ale również na skrajny egocentryzm. Poza paroma osobami, które mogłabym policzyć na palcach jednej dłoni, każdy najchętniej tylko by o sobie nawijał. Wciąż ja, ja, ja. Dochodzi do takich momentów, że jedna gościówa przegląduje drugą, w stylu ja o dupie, on o zupie. Osobliwie wyglądają takie dyskusje, którym przyglądam się z nieukrywaną fascynacją jak to można nie słuchać innych osób, będąc zamkniętym wyłącznie w swojej jaźni. Jest to oczywiście obserwowalne również w świecie zewnętrznym, ale przez to że jesteśmy zamknięci i skazani na siebie, to nawet nie idzie powiedzieć: nie, nie będziesz moim kumplem, elko idę w inną stronę, bo i tak zaraz zobaczymy się w palarni.

Chyba chciałam pisać o nudzie. Sorka, myśli mi skaczą z tematu na temat. Pozwalam sobie na ten potok myśli. Jestem w szpitalu, gdzie jest i tak bardzo dużo aktywności. Poza spotkaniami społeczności, codziennymi wizytami lekarzy i terapeutów, mamy masę zajęć, gierek, puzzelków, baaa nawet TV z funkcją smart i amoled. Tutaj jest tak jakby luksusowo. Tyle, że wszystkim idzie się szybko znudzić i zniechęcić. Zwłaszcza jak starannie sortujesz 1000 puzzli, ale Leszek aka Cygan przyjdzie Ci i machnie rączką niszcząc owoce 2 godzin pracy i pomiesza wszystko, bo raczyłeś odejść od stanowiska na tą jedną pieprzoną minutkę. Nosz cholera jasna.

Nie ukrywam, że mam dużo frustracji w związku z pobytem, jutro mi miną 2 tygodnie i ani widu ani słychu wypisu. Widocznie, nadszedł moment kryzysowy, ale ja już mam tak dosyć ludzi. To jest piekło dla introwertyków. Tylko w jednym momencie udało mi się zapomnieć o tym, że jestem w szpitalu, jak odpaliłam sobie z koleżanką w telewizowni Fallouta wieczorkiem wczoraj. Miałam momentami wrażenie, że umówiłam się z kumpelą na wspólne oglądanie. Tylko popcornu brakowało.

W związku z tym co napisałam powyżej, dodam taką osobistą wzmiankę na temat ciekawych, nowych uczuć które przyszło mi doznać. Serial Fallout jest serialem brutalnym, krwawym, bardzo obrazowym. Osoba z którą oglądałam to wspomniana dwa wpisy temu dziewczyna, która rozwaliła w manii mamie głowę kamieniem. Opowiadała mi wcześniej, że wpadła w psychozę, kiedy obmywała się z jej krwi, opisując to z szaloną dawką szczegółów. Teraz dodając dwa do dwóch, możecie sobie wyobrazić jak stresowałam się podczas sensu, że jakaś trauma się w niej odpali gdy raz za razem ktoś tam lata zalany krwią, albo tłukł kogoś po głowie łopatą. Co chwila spoglądałam na nią z niepokojem. Jeszcze wcześniej czegoś takiego nie doznałam, do tej pory to były tylko fikcyjne obrazy przemocy. Natomiast wczoraj było to coś znacznie bardziej namacalnego. Nie wiem w sumie nawet czy udało mi się to dobrze opisać, więc w skrócie: wczorajsze oglądanie serialu, było jak seans breaking bad z człowiekiem uzależnionym od mety.

Dobra, kończe, bo czuje że mogłabym tak skakać z tematu na temat, czyniąc ten post nie potrzebnie dłuższym. Do zobaczyska!
58c1ac5f-552f-4757-8c95-622e775a3025

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #psychiatria #depresja #mania #psychiatryk #refleksje

TLDR: Dzienna rutyna w psychiatryku będąc w trybie zombie.

30.
Dostałam prośbę, aby napisać jak wygląda dzień w szpitalu w którym obecnie przebywam. Jako że depresja nie odpuszcza i marzeniem moim jest wtopić się w łóżko, napisze jak wygląda moja psychiatryczna rutyna w okresie jak się nie chce żyć.

- Godzina 0:00. Idę po dodatkowe leki nasenne, bo dany o 21:00 lorazepam już nie robi na mnie wrażenia.
- Do 1:00 oglądam Alfa czekając aż faza wejdzie i zasnę. Nie mogę nie mieć żadnych rozpraszaczy uwagi, bo czarne myśli pochłaniają mnie żywcem.
- Budzę się o 7:30 i oszołomiona idę po hormony, tak aby czasowo zgadzało się przed pierwszym posiłkiem.
- Godzina 8:00 śniadanie które jem, albo nie. Dzisiaj swoją porcję oddałam łakomym staruszkom. Radości nie było końca. Poranne leki, poranny fajek i wracam do leżenia na łóżku, oraz nieudolnych prób ucieczki w sen.
- Godzina 11:00 rozmowa z psychiatrką. Wycofują mi benzo, abym nie weszła w uzależnienie. Dodatkowo zwiększa dawkę pozostałych leków. To dobrze. Po wyjściu idę na fajka i wracam pod kołdrę. Patrzę na drzewa za oknem. Nawet się cieszę że pogoda jest teraz tak chujowa.
- Około 11:30 rozmowa z psycholożką. Spoko jest, daje mi konkretne strategie radzenia sobie z myślami s. Poznaję co to dyfuzja myśli. Po tym fajek i z powrotem do łóżka. Omijają mnie zajęcia z psychorysunku i muzykoterapia. To nic, wolę leżeć. I tak nie mam na to sił, no może poza wyjściami do palarni.
- Około 12:00 decyduje się na rozmowę z dyrektorką placówki w której zaczęłam pracę od kwietnia. Byłam obecna tylko dwa tygodnie. Teraz nie wiadomo czy wyjdę za miesiąc. Na szczęście wykazuje się wyrozumiałością i życzy powrotu do zdrowia. Oczywiście nie mówię że jestem w czubkowie, pozostawiam to w niedopowiedzeniu. Uf, kamień z serca - na razie.
- Godzina 12:30 obiad, który jakimś cudem przegapiłam. Na szczęście Panie po 13 wydały mi jeszcze posiłek. Zjadam połowę, to wystarczy jestem już pełna. Kolejny fajek i kolejne denne próby złapania kontaktu z innymi palącymi. Zgadnijcie co po tym... tak! Wracam do łóżka. W głowie kołacze się chcęć zrobienia czegoś że sobą, ale nie mam na nic siły.
- Jest około 14:00 nadal leżę. Udało mi się chwilę pospać w telewizowni. Ludzie spacerują w tę i we w tę po korytarzu. Rozbrzmiewają skrawki prowadzonych rozmów telefonicznych. Historie i ludzie są tutaj bardzo różni. Czuję się trochę lepiej i łapie się za pisanie pierwszej części tego posta. Za jakiś czas zobaczymy co dalej. Odpalam kolejny odcinek Alfa.

- Godzina 15:00 - pogadałam chwilę z mamą. Bardzo dobrze sobie radzi z tym wszystkim jak na osobę nerwicową. Jestem z niej dumna. Wyszłam też w międzyczasie na ogródek, ale bez butów i kurtki ciężko wytrzymać w tych 3 stopniach. Potem pogaduchy w palarni na temat samodzielnego wytwarzania bomb wodorowych. Okazuje się że to nie taka skomplikowana sprawa.
- Do godziny 16:30 zdarzyłam zjeść chipsy, tak wiem ekscytująca wiadomość, oraz wylęgłam się z nory, biorąc się za relaksujące kolorowanki. Do kolacji zajęłam się tym na tyle intensywnie, że zeszło mi wiele stresów z głowy. Widać też, że mam już kredyt zaufania wśród sanitariuszy, ponieważ została mi użyczona broń masowego rażenia zwana temperowką. To był dobry czas, oczywiście przeplatany najciekawszą czynnością dnia jaką jest palenie.
- Wybija 16:30 kolacja. Zjadłam sałatkę i jedną kromkę chleba. W zupełności mi to wystarczyło. Na papierosku oczywiscie po jedzonku, wpadłam w dysocjację, ale na krótko. To zawsze jakiś progres. Ludzie wokół nie bardzo wiedzieli co mi jest, podobno wyglądałam jakbym miała zemdleć. Och, i za niedługo ma wpaść moja przyjaciółka. To bardzo miło z jej strony. Siedzę i oglądam program w telewizowni o starożytnych kosmitach, a jakże inaczej.
- Godzina 20:30. Koleżanka już wyszła. Niewątpliwie poprawiła mi humor, jestem jej za to bardzo wdzięczna. Trochę papierosów zostało wypalonych, trochę pogadano i trochę pośmianio. Fajnie, że są osoby które nawet jak wariujesz, to pozwalają Ci poczuć, że i tak jest okej. Biorę się za kolorowanie. Za pół godziny ważne oddziałowe wydarzenie - leki. W międzyczasie Pan Leszek bezdomny z demencją chciał połknąć klocek od rummikup. Zagrożenie było realne, bo ten osobnik i gliną potrafił się smakowo zadowolić.
- Wybiła 21:00, wszyscy starcy zalegający całe dnie w łóżkach zostają cudownie ozdrowieni i pędzą jak na dopalaczach, aby być pierwsi w kolejce po leki. Młodzi grzecznie czekają, przyglądając się całemu wydarzeniu z nieukrywanym podziwem jeżeli chodzi o determinację niektórych z nich. Dzisiaj też odstawiam lorazepam, aby się przypadkiem nie uzależnić od tego od czego jestem już uzależniona. Wzamian zostaje mi zwiększona dawka reszty leków. Boję się nocy, ale rozmawiam o tym z innymi. Podobno to przynosi ulgę. Zostaje zaproszona do gry w Uno. Tłumaczę że nie znam zasad, na co słyszę odpowiedź "Na luzie, wytłumaczymy Ci, mamy przecież dużo czasu". Przy zabawie czas leci jak na złość bardzo szybko.
- Mija 22:00, po ostatniej partyjce i papierosie zostajemy wysłani do łóżek. Ostatno grupowy papieros, zaglądamy do palarni, a na ławeczce słodko śpi sobie Pan Leszek. Ogółem ten Pan zwany na dzielni jako Cygan jest dosyć uciążliwym pacjentem, bo kradnie, wchodzi do innych pokoi i ogółem wkurwią. Ale co zrobić, musimy się tolerować. Boli mnie głowa, ale psychicznie czuje się znacznie lepiej niż rano. Mam teraz czas aby powoli kończyć ten dzienny raport.
- Już jest 23:00, a jestem ciekawa o której uda mi się zasnąć. Myślę że to dobry czas aby odpalić Alfa. Branoc wszystkim.

Kto doczytał do końca pisze w komentarzu "papieros". A tak teraz serio, dziękuję wszystkim, którzy nadają sens mojemu pisaniu. Przyznaje, że bez Waszego odzewu w formie komentarzy i słodkich piorunów nie miałabym tyle zapału, aby pisać, a przyznaję że kosztuje to i trochę czasu, i trochę pomyślunku. Już nie mówiąc, o aspekcie wywalenia swoich wnętrzności na stół aby się im przyjrzeć i jakoś ubrać słowa. I tak oto tym sposobem doszliśmy do końca okrągłego 30 wpisu pod moim tagiem. Dziękuję raz jeszcze i do napisania. :)
4efc0a1f-2f82-47bc-ad70-691fac522111
Wilk86

@Fafalala papieros! czasem nie zacznij mieć smaka na koty bądź dzielna.

Rafau

@Fafalala siły życzę jak, papieros, najwięcej.

panbomboni

A może to uzależnienie od Alfa jest problemem? Czas pomiędzy odcinkami jest tylko biernym oczekiwaniem aż nadejdzie kolejne oglądanie?

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #psychologia #mania #rozkminy #trudnesprawy #iinnetakietakie

TLDR: Kto był już w psychiatryku, ten się w cyrku nie śmieje, czyli natarcie chorych starców i dysfunkcyjne rodziny.

29.
Mijają kolejne dni, a ja już dostałam upgrade w postaci przeniesienia mnie z oddziału obserwacyjnego B dla mentalnych hardkorów, do oddziału bardziej terapeutycznego C. Oznacza to że poza integracyjnymi spotkaniami przy ciasteczku i herbatce, oraz muzykoterapii czy tam innym psychorysunkiem dostaję w gratisie starców z demencją i konieczność użerania się z nimi, ponieważ wchodzą do każdej sali grzebiąc i wynosząc rzeczy innych pacjentów. Dla Ciebie to może być zwyczajna piłeczka ping-pongowa, ale dla Pana Leszka to jajeczko, którym trzeba się odpowiednio zaopiekować owijając delikatnie chusteczkami - wiadomo, embrionkowkowi nie było zimno.

Poziom zróżnicowania trudności i zaburzeń na tym oddziale jest przeogromna. Aż czasem nie idzie się połapać jak, i czy w ogóle jest sens wchodzić w gadkę. No ale jesteśmy na siebie skazani, więc staramy się stworzyć jakiś pozór wspólnej koegzystencji. Gdy tak sobie rozmawiam z ludźmi będącym w kontakcie w wysoce terapeutycznej palarni, można dojść do jednego wniosku, że większość naszych trudności i zaburzeń wynika z zaniedbań i okrucieństwa rodziców i bliskich. Mamy tu dziewczynę, która jest regularnie wsadzana do psychiatryków przez matkę z powodu rzekomej schizofrenii. Już zaliczyła 18 pobytów w ośrodkach leczenia psychicznego. Niektóre nawet półtora roczne. Powód pierwszy władza, a powód drugi renta do kieszeni opiekunów. Jest w trakcie sprawy sądowej, aby uniknąć kolejnego tak długiego pobytu w ośrodku, bo już na tym etapie inaczej nie da się tego rozwiązać.

Postać druga dziewczyna z CHAD, którą już od wcześniej dorosłości matka wpychała do szpitali psychiatrycznych. Póki była depresja to było dobrze, była opieka, głaskanie po główce i pełna kontrola, ale gdzy córka wychodziła z depresji i chciała pojechać gdzieś rowerem, albo iść na spotkanie ze znajomymi to hurr durr, mania się zaczyna trzeba szybko do szpitala! Takim postępowaniem uniemożliwili jej zaplanowany wyjazd do Tajladu i Nowego Jorku na roczny staż. Dziewczyna skończyła prawo i dwa inne kierunki, miała stypendium i możliwość rozwoju poza granicami kraju, ale ni chuja. Nie ma NY, jedyne co możemy Ci to zafundować kolejny pobyt w Tworkach. Ta historia nie mogła mieć dobrego zakończenia. Dziewczyna w przypływie skrajnej frustracji po wcześniejszym ataku matki, chwyciła za przydrożny kamień i nim zmaskarowała jej twarzoczaszkę. Nie było wiadomo czy mama przeżyje, ale jedno już było pewne, że tym aktem desperacji usuneła sobie wiele szans do dalszego zawodowego rozwoju. Już nie wspominając o tym wielkim poczuciu winy jaki nosi teraz w sobie.

Historie są różne, ale wszystkie które zdarzyłam do tej pory wysłuchać, zazwyczaj łączą się jednym punkcie - rodzina. I tak jak już kiedyś dawno, dawno temu pisałam, że nie ma większej tragedi ludzkiej, niż to że jesteś powoływany na świat przez kompletnie przypadkowych ludzi, który sami najczęściej nie są gotowi do miłości - ani do siebie, ani do kogoś innego. Gdzie tutaj miejsce na poczucie bezpieczeństwa, które warunkuje nasz styl działania i schemat myślenia kiedy pełnisz funkcje emocjonalnego kubła dla rodzica. Pierdolona lotera.

A u mnie dzisiaj dobrze, nadzwyczaj dobrze (pisałam ten wpis w nocy z soboty na niedzielę). Wczoraj miałam gorszy dzień, że stresu z powodu "przeprowadzki" mocno mi się nasiliły objawy FMD (functional movement disorder) i nijak mogłam zapanowac nad drzeniem prawej ręki. Napierdalała węgorza przez 4h. Próbowałam nawet wyciszyć tę reakcję z ciała spokojną muzyką klasyczną, ale odnosiłam wrażenie że ta bulwa to do rytmu zaczęła podrygiwać drwiąc ze mnie. Puściło samoistnie o 16, o tak o. Sekundę później już spałam twardym snem do 20. Dzisiaj jest lepiej, na tyle dobrze że kwestionuję własną chorobę. Zupełnie jakbym zapomniała o desperacji w jakiej byłam parę dni temu, błagając lekarzy żeby w końcu pozwolili mi wyjść i się zabić, bo ludzie umierają i takie rzeczy dzieją się codzienne, więc dlaczego nie ja.

I ogólem, weekendy w szpitalu są strasznie nudne. Dobrze że chociaż są puzzle i stół do pingla. Muszę ćwiczyć, aby w końcu honorowo zmiażdzyć mojego partnera w jakże zacznej dyscyplinie zwanej tenisem stołowym.

A Wam wszystkim czytającym i nie czytający w sumie też, bo dlaczego nie życzę smacznej porannej kawusi czy herbatki w ten niedzielny dzionek. Do zobaczenia.
b9068882-f684-43d0-a096-e73c52ab7463
monke

@Fafalala

Mamy tu dziewczynę, która jest regularnie wsadzana do psychiatryków przez matkę z powodu rzekomej schizofrenii. Już zaliczyła 18 pobytów w ośrodkach leczenia psychicznego. Niektóre nawet półtora roczne.


Przez półtora roku żaden lekarz w ośrodku nie połapał się, że to nie schizofrenia? A może jednak kolejne urojenia?

GrindFaterAnona

@Fafalala Trzymaj się mocno. Podziwiam i szanuję. Ciebie i Twojego partnera. A twoje wpisy bardzo dobrze się czyta, mimo ze dotyczą bardzo trudnych tematow.

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #chorobypsychiczne #psychologia #mania

TLDR: Aktualizacja, czyli pozdro z psychiatryka

28.
Cześć Moi Drodzy, długo nie pisałam, ale to że względu na to, że dużo się działo. Zmieniłam pracę, bardzo dynamicznie, wręcz pod wpływem chwili. Wpadłam w silny konflikt z szefowa i z tego wykluło się wypowiedzenie. Nie wiem na ile jestem w stanie się uzewnętrznić, bo depresja zrzera mnie żywcem i ciężko mi zebrać myśli, ale spróbuję. Nawet głupio mi że taka przerwę miałam od tych wpisów, bo bardzo mi pomagały, ale widocznie tak miało być, tego potrzebowałam.

W połowie marca wpadłam w przeogromną manię, bycie w tym stanie nie wiele różniło się od codziennego ładowania MDMA. Sen i jedzenie stały się zbędne jako czynność. Kolory wyostrzone, kontury ostre, hiper wyraźne. Wszystko co do tej pory było splątane i zagmatwane, zamieniło się w prostą linię. Było wspaniałe, bosko, nadludzko, no może poza poza momentami skrajnej furi. Nie było niczego pomiędzy euforią, a gniewem. Dobijali mnie nawet wolni idący ludzie na ulicy. Robiłam różne rzeczy, mówiłam różne rzeczy, myślałam o różnych rzeczach.

Pierwszym sygnałem alarmowy była wizyta u psychologa, na której mówiłam cała rozgorączkowana, że mam nadludzkie umiejętności, że przebiłam się przez ścianę iluzji świata i inne takie efemeryczne rzeczy. Wiem że moja terapeutka już wtedy chciała wzywać pogotowie, ale mówiłam że wszystko mam pod kontrolą i luzik arbuzik nie ma o co się spinać. W końcu czuje się tak dobrze. Po co to psuć. Stanęło na tym, że to moja terapeutka przedzwoniła do mojej psychiatrki i udało się na 12.04 umówić wizytę kontrolną. Wtedy był 20.03.

Do tego czasu szalałam, próbując wydobyć z siebie magiczny potencjał. Niestety zaczął pojawiać się do tego dysonans poznawczy, ponieważ niby czuję tę moc, ale nic się nie dzieje, a z tym zaczęła rosnąć frustracja, wielka, nie do wytrzymania. Ja czułam jak niespożyta energia wierci mi się w tkankach. Niedospanie i niedojedzenie zaczęło mnie wprowadzać w urojenia, zaczęła się faza mieszana. Raz skrajna radość, potem niedorzecznie głęboki dół.

Po kolejnej wizycie u psycholog, która usilnie próbowała mnie zestawić z rzeczywistością, że się krzywdzę, że to nie jest naturalne doszłam do załamania nerwowego. Nie byłam w stanie utrzymać tego dualizmu w głowie i od tamtej pory zaczęły pojawiać się myśli s. Dzięki wsparciu partnera udało mi się wyregulować ten stan, ale do 12.04 jeszcze masa czasu. Później to już jazda bez trzymanki. Zarywałam noce pisząc jak w matni o całym swoim życiu, później w połowie dnia dół i tylko siłą woli oraz chęcią zachowania pozorów byłam w stanie dojść do domu. W pracy pojawiała się szalencza potrzeba robienia czegoś więc cisnęłam terapię dzieci za terapią, a chwilę potem dretwiałam i trzęsłam się z wewnętrznego bólu.

W piątek jeszcze przed wizytą u lekarza, płakałam parę razy w pracy z niemocy, że to koniec, że tak się nie da żyć, by parę godzin potem wejść do gabinetu lekarskiego tak nakręconą że nie nadążałam w wypowiadaniem słów, które miałam w głowie. Czułam że oszalałam tak fest. Skończyłam płacząc że ja już tego nie wytrzymam, że nie wiem co mi jest, ale tak nie da się żyć, że chce umrzeć. Pani doktor powiedziała, że w tym stanie to tylko do szpitala. Pytałam się o jakieś leki na uspokojenie, czy to nie wystarczy, ale słusznie zauważyła że stwarzam zbyt duże niebezpieczeństwo dla siebie i ona mnie w tym stanie nie wypuści. Aby uniknąć akcji z karetką, udało się umówić na to że odbiorze mnie siostra. I tak oto cała moja tajemnica zniknęła. Zapłakana i przejęta twarz mojej siostry była tak wymowna, że czułam że nie mogę tak o się wypisać z życia i muszę spróbować leczenia.

I tak oto od piątku jestem na oddziale psychiatii, po tak wielu latach. W nowej pracy przepracowałam 2 tygodnie, więc nie wiem jak odbiorą moja nieobecność. Nawet nie wiem ile tu będę. Nie widzę tego, by po miesiącu nieobecności, wpaść i rzucić: Elko ziomy, już mam dobre leki i nie jestem psychiczna, więc jazda z kurwami!!
Ile benzo dostałam do tego czasu to nie zliczę, ale w końcu śpię, dużo śpię, właściciwie całe dnie. Depresja weszła na maksa, 90% myślenia to tylko pragnienie odejścia z tego świata. Teraz mam chwilę przebłysku między jedną dawką leku a drugą i pomyślałam że napiszę do Was. W końcu zniknęłam tak, nie wiadomo gdzie. Warto o sobie przypomnieć.

Co tam u Was w ogóle Hejtowicze? :) Dbacie o swoje zdrowie psychiczne przed latem?
902148d0-643b-4086-a71f-e53c91ff419e
bartek555

trzymamy kciuki, nawet te u stop

Runo

Czytając opis całej sytuacji widzę podobieństwo z zachowaniem mojej mamy. W sumie nie wiem od czego się u niej zaczęło i czy też czuła jakieś moce ale rozszalały entuzjazm i i głębokie doły na przemian to były ostatnie stany przed trafieniem do szpitala. Po wyjściu lekarz przepisał leki, na początku brała tak jak kazał potem stwierdziła że nic już jej nie jest i przestała. I to był bardzo duży błąd. Przez jakies 5 lat było ok. W tym czasie urodziła mi się dwójka dzieci. Niestety 2 miesiące po urodzeniu trafiły do szpitala z rsv i z tego co gadałem wtedy z ojcem bardzo się tym przejęła - skutek 2 miesiące po wyjściu moich dzieci ze szpitala mama dostała atak. Pamiętam że siedzieliśmy sobie na dworze nagle mama wybiegła z domu i chyba zdała sobie sprawę co się dzieje bo zaraz po tym jak krzyknęła że wszystko już rozumie zaczęła prosić o pomoc. To było chyba najgorsze moje przezycie -widzieć mamę w takim stanie. Pierwszego razu na szczęście nie widziałem. Niestety po jakims czasie znów przerwała branie lekow ale jak na razie jest ok. Teraz mija 6 lat od tamtego wydarzenia i zdiagnozowano u niej raka. Całe szczęście wróciła do tabletek, więc jestem trochę spokojniejszy.

Także trzymaj się cieplutko i wypędź to gowno z siebie

dsol17

Jeśli to można nazwać zdrowiem... (nie,nie można)

W nowej pracy przepracowałam 2 tygodnie, więc nie wiem jak odbiorą moja nieobecność. Nawet nie wiem ile tu będę. Nie widzę tego, by po miesiącu nieobecności, wpaść i rzucić: Elko ziomy, już mam dobre leki i nie jestem psychiczna, więc jazda z kurwami!!

No przepraszam bo w kiepskim stanie jesteś najwyraźniej ale to faktycznie zmartwienie i kicha. Sam mam krótkie okresy zatrudnienia zakończone kilkoma do miesiąca i nie jest dobrze. Niby zaniosłem papiery sam i mam ostatnio za sobą 2 rozmowy ale te krótkie zatrudnienie to mi wypominano i mam wątpliwości czy cokolwiek znajdę... Tak się złożyło,że nigdzie nie przepracowałem ponad rok - nie jest to moja wina ale konsekwencje ciągną się za mną... A przecież nie sfałszuję swojego CV...


A przyznam,że ostatnia praca pół roku temu to już była diagnoza nerwicy lękowej bo wydawało mi się,że wtedy że to stan przedzawałowy - hiperwentylacja i reszta atrakcji. Ale z deprechą (na szczęście lżejszą i generalnie bez myśli samobójczych) i resztą się starałem i staramam nie zdradzać bo w mojej sytuacji "długie wakacje" tylko jeszcze bardziej zaszkodzą i wtedy to by mi chyba faktycznie ostał się ino sznur.

Czy pracodawca może w ogóle zwolnić pracownika po dłuższym pobycie w szpitalu?

Po pierwsze jeśli miałaś umowę na okres próbny to może ona wygasnąć a w wypadku wyniknięcia złych relacji mogą ci "obrobić dupę". Choć jak duże miasto nie będzie miało może znaczenia. Po drugie:

https://www.rynekzdrowia.pl/Prawo/Kiedy-mozna-zwolnic-pracownika-na-L4-Tych-zasad-trzeba-przestrzegac,244742,2.html

I może to wyglądać nawet tak strasznie jak możliwość dyscyplinarki - jednak brak powodów żeby panikować - jeśli tylko zakomunikowałaś co sie stało i będziesz współpracować na ile to możliwe dyscyplinarki z tego nie powinno być:

https://poradnikprzedsiebiorcy.pl/-zwolnienie-dyscyplinarne-z-powodu-choroby

Jeśli nie ma dowodów że wiedziałaś,że wszystko się rypie przy składaniu do nich papierów i jeśli nie chorowałaś od dawna to nie będą mieć prawa do dyscyplinarki (i zresztą nawet ona nie byłaby końcem świata). Ale rozwiązać mogą jak widać. W sumie zależy jaki był kontakt itd. Życie nie wybiera,choroba nie wybiera, a gówno się po prostu zdarza...


Niektórym bardziej regularnie niż powinno.


Jednak zdrowie jest najważniejsze i przecież nie możesz w takim stanie wrócić do pracy. Więcej - prawnie to jest tak,że

gdybyś robiła cokolwiek co utrudnia wyzdrowienie to może to być właśnie pretekstem do dyscyplinarki więc spokojnie & chill.

Zaloguj się aby komentować

Na #wykop ostatnio nie jest wesoło. Najpierw info, że zmarła użytkowniczka ignis84 po ciężkiej chorobie a dzisiaj info, że w lutym samobójstwo popełnił użytkownik WuDwaKa.

#depresja #samobojstwo
Topia

To po co tam włazisz? @JaktologinniepoprawnyWTF

Zaloguj się aby komentować

Jeśli naszła cię ochota na posłuchanie czegoś z redpill... a nie chcesz przedzierać się przez gąszcz słabej jakości materiałów. Chcesz czegoś co pchnie twój rozwój, raczej niż zatrzyma.

Poniższe video przypadkowe. Oni po prostu mają bardzo dobrą jakość przekazywanej wiedzy, można lecieć ciurkiem, albo znaleźć konkret, którego akurat potrzebujesz na danym etapie.

Niestety wszystko po amerykańsku.

https://youtu.be/ylN2ZEVryHI - Is she questioning everything you do? - kwalifikowany konsultant

https://www.youtube.com/watch?v=3K29LmC1CtI - The betafication process, or how every relationship starts and ends - specjalista od związków sam jest w jednym długoterminowym

#redpill #rozwojosobisty #mezczyzni

PS. #depresja - tak, kłamstwo nt. jak działa świat [kobiety / związki / relacje w pracy] jest najczęstszą przyczyną depresji mężczyzn. Prawda jest też dołująca, ale przynajmniej widać w tym logikę / strukturę, a z tym można już dać sobie radę.

PS2. nawiązując do drugiego wideo. W sumie to przyjemne obserwować w praktyce, jak to o czym mowa dzieje się na co dzień. Można mieć wątpliwości, czy nawet nie wierzyć, że ostateczny efekt prowadzi do rozpadu związku, niemniej jeśli do tej pory byłeś obojętny na tego typu zachowania, jest to przyjemne i zabawne - w stylu: nauczyłem się używać defibrylatora i tego samego dnia ktoś upadał to ja go tym prądem i on teraz żyje!

PS3. Jakkolwiek przyjemne i zabawne to nie jest, nie podejmuj dyskusji na ten temat ze swoją kobietą, ona nie robi tego świadomie i nic z tego co mówisz nie zrozumie. Zrozumie natomiast, że uczysz się od innych facetów jak postępować z kobietą, bo sam tego nie wiesz - a to nie jest atrakcyjne. Zachowaj te obserwacje na spotkania z kumplami, albo tylko dla siebie, jako że takich gości, którzy zrozumieją o co biega aż tak wielu nie ma.

PS4. Z tego samego powodu, że nie ma wielu takich mężczyzn którzy to rozumieją, będzie ci się zdawało, że to nie możliwe żeby inni tego nie widzieli. Wystarczy że pamiętasz, że przed chwilą sam tego nie widziałeś. Więc jeśli chcesz wkręcić w tematykę innych kumpli, nie zarzucaj ich rzeczami, których nie kapują. Ja osobiście zaczynam rozmowę w realnym świecie od autorów, którzy są z pogranicza ekonomii i związków - jak Aron Clarey: Hej słyszałeś o tym kolesiu co mówi jak można zaoszczędzić kupę kasy?

PS5. Ktoś kto decyduję się na poznanie prawdy, to w ~99% ktoś wkurwiony i chce coś zmienić. Małe szanse, że inny koleś będzie otwarty na zmiany. Wynika to z plastyczności kory mózgowej. Jest ona bardziej plastyczna w dzieciństwie a potem jak się wkurwiamy. Tyle, że w tym momencie potrzebna jest specjalna pożywka dla mózgu: prawda. Dlatego też ludzie karmieni kłamstwami są ciągle wkurwieni, bo ciągle przechodzą ten sam proces. Wkurw jest generowany przez niepokój [anxiety] - ten stan jest dobry bo zwiększa plastyczność mózgu - ciągły niepokój to stan depresji - mózg nie może się dostosować do świata realnego, bo ciągle dostaje pożywkę z kłamstw i ciągle stara się dostosować - i tak wkoło.

PS6. Samobójstwa to najczęściej wynik tego, że mózg nie był w stanie dostosować się do rzeczywistości, bo ciągle dostawał fałszowane informacje. Jest też szansa, że po dostaniu dawki prawdziwych informacji, mózg przeżyje szok i koleś będzie chciał ze sobą skończyć. To nie przypadek, że kolesie po 40 mają największą szansę na samobója. Przez 20-30 lat zostali okłamywani i czasu na zmiany jest dość mało - nie wierzą, że mogą coś jeszcze zmienić. A mogą.
michal-g-1

Xd²

tego samego powodu, że nie ma wielu takich mężczyzn którzy to rozumieją, będzie ci się zdawało, że to nie możliwe żeby inni tego nie widzieli. Wystarczy że pamiętasz, że przed chwilą sam tego nie widziałeś. Więc jeśli chcesz wkręcić w tematykę innych kumpli, nie zarzucaj ich rzeczami, których nie kapują

Czyli kolejny mechanizm obronny: to, że nie zgadzam się z takim postrzeganiem świata (jako doświadczony samiec patrzący z dystansem na świat wchodzących w związki) wynika z tego iż to stek bzdur.

Wg autora to dlatego, że NIE ROZUMIEM

michal-g-1

Ad. PS 6 - 3maj się I nie czytaĵ pierdół biedny, okłamywany Tomku

TRPEnjoyer

tak, kłamstwo nt. jak działa świat [kobiety / związki / relacje w pracy] jest najczęstszą przyczyną depresji mężczyzn.

Nie.

PS6. Samobójstwa to najczęściej wynik tego, że mózg nie był w stanie dostosować się do rzeczywistości, bo ciągle dostawał fałszowane informacje.

I nie.


Losowi ludzie gadający, że kobiet nie da się zrozumieć wcale nie muszą mieć depresji. Ludzie wychodzący z sekt typu jechowi się nie zabijają z tego powodu. Przyczyny depresji i samobójstw (te główne) są inne.


Tego pierwszego gościa nie znam, Riana kojarzę głównie z grupowych filmików. Spoko chłop.

Zaloguj się aby komentować

Następna